Wykonawca: the Goo Goo Dolls
Album: Magnetic
(dziesiąty album studyjny)
Rok: 2013 (czerwiec)
Wytwórnia: Warner Bros
Dystrybutor: Warner Music
Poland
Gatunek: pop rock, post
grunge, rock alternatywny
Single: Rebel Beat
Strona artysty: www.googoodolls.com
Przyjęcie płyty: singiel Rebel Beat zajął 16 miejsce na liście Adult Top 40 magazyny Billboard
Przyjęcie płyty: singiel Rebel Beat zajął 16 miejsce na liście Adult Top 40 magazyny Billboard
Najbliższe koncerty (wybrane):
25.06 – Manchester (NH), 26.06 – Saragota Springs (NY), 27.06 – Toronto (ON),
2-4.07 – Highlands Park (IL), 19.07 – Las Vegas (NV), 25.08 – London (Kanada),
16.10 – Manchester (UK), 25.10 – Londyn (UK)
Ciekawostki: wokalista
Johnny Rzeznik ma polskie pochodzenie (jest synem emigrantów); nazwa zespołu
została wymyślona bezpośrednio przed jednym z koncertów (wcześniejsze to The
Beaumonts oraz Sex Maggots) – zespół podkreślał, że była to decyzja impulsywna
Lista utworów:
- Rebel
Beat
- When
the World Breaks Your Heart
- Slow
It Down
- Caught
in the Storm
- Bringing
on the Light
- Come
to Me
- More
of You
- BulletProofAngel
- Last
Hot Night
- Happiest
of Days
- Keep
the Car Running
- Home
(live) (bonus track)
- Black
Balloon (live) (bonus track)
Każdy z nas
ma chwilę olśnienia. Taki moment, kiedy słyszy daną piosenkę, ogląda film,
czyta książkę, etc. i myśli sobie to jest to, to mnie określa. Jeden impuls
wystarczy, żeby zacząć poszukiwać informacji na dany temat i całkowicie zmienić
gust. Przeczucie, że taka muzyka (na której się
skupię z racji tematyki) będzie towarzyszyć nam bez względu na to, co myślą
inni i co jest na topie. Niezwykle ciężko oceniać takie zespoły w sposób obiektywny. Pojawia się problem. Dzisiaj
dopadł mnie, do pisania tej recenzji siadałem kilka razy. Zespół, o
którym będzie mowa tak mocno wrósł w mój osobisty gust, że z neutralną oceną mogą być
kłopoty. Postaram się jednak podejść do tematu na sucho. Nie zmienia to
faktu, iż jest to w pewien sposób odcinek specjalny. Za zbyt emocjonalne
podejście z góry przepraszam (MM).
Przed wami – Goo Goo Dolls!
Przed wami – Goo Goo Dolls!
O kim mowa?
Amerykański zespół z wokalistą polskiego pochodzenia, grający w Stanach tzw. mainstreamowego
rocka. Goo Goo Dolls, gdyż o nich mowa, odkryłem przy okazji oglądania
pierwszej części Transformersów. Nastrojowa ballada skłoniła mnie do
drążenia tematu. Później przyszedł okres na zapętlanie Iris (dzięki tej
piosence grupa dała się poznać szerszej publiczności). Ten kultowy utwór z Miasta Aniołów utrzymywał się przez 18 tygodni na szczycie listy przebojów
(niepobity rekord) i zdobył tytuł Najczęściej Granego Utworu 1998 Roku. Kto nie
wie, o czym mowa nadrabia braki klikając TU. Dla mnie tak zaczęła się
przygoda z Goo Goo Dolls. Nie zamierzam jednak w tym miejscu oceniać pozycji
tego singla, przejdę więc do teraźniejszości. Przed kilkoma dniami ukazał się
bowiem dziesiąty studyjny album grupy zatytułowany Magnetic. Po trzech
latach od Something for the Rest of Us fani dostają możliwość wejścia w
posiadanie nowego krążka zespołu. Czy warto?
Czy grają rocka?
Czy grają rocka?
Skład w
osobach Johnny’ego Rzeznika, Robby’ego Takaca gra już ponad 25 lat (w 1995 r.
nastąpiła zmiana perkusisty). Przez ten czas band przechodził różne koleje
losu, co było widoczne w ich płytach (np. bardziej mroczne Gutterflower).
Ostatni, dziewiąty krążek został oceniony jako złagodzenie wizerunku i
ostateczne pójście w kierunku pop rocka. Liryczne ballady, łatwo zapadające w
pamięć teksty nie spodobało się części fanów. Nie zmienia to faktu, że zespół
jest jednym z najbardziej statycznych na rynku, posiada swój styl oparty
na porządnym gitarowym graniu i ciekawym wokalu (najpierw Takaca, potem
Rzeznika), do którego dodaje pewne nowe elementy. Co wnosi Magnetic?
Jedno słowo: wakacje!
Jedno słowo: wakacje!
Pozwolę zadać
sobie proste pytanie. Czy czujecie już wakacje? Mam świadomość, że
pogoda płata figle (muszę wtrącić: ach, biedna Warszawo), jednak zaczyna się
powolne odliczanie do pierwszych wyjazdów. Dlaczego o to pytam? To co określa
płytę to niezwykle energetyczny charakter i wakacyjna atmosfera. Zacytuję
samego Johnny’ego Rzeznika: Pracowałem z niewiarygodnie utalentowanymi ludźmi, od których
wiele się nauczyłem. Z kawałków bije pozytywna energia. Komponując i nagrywając
»Magnetic«, zmieniłem moje myślenie o muzyce i postanowiłem, że będzie zabawna,
powstała w trakcie zabawy. Wiemy, co myśli wokalista. Co ja o tym sądzę? Płyta różni się od
poprzedniego albumu. Jest bardziej pogodna, energetyczna, można powiedzieć
ciepła. Nie zabraknie zarówno ballad, jak i żywszych utworów. O tym jednak w
następnym akapicie...
Lecimy na tropiki z Rebel Beat
Lecimy na tropiki z Rebel Beat
Pierwszym przystankiem naszej
podróży jest Rebel Beat. Przed jego odsłuchaniem krążyło mi w głowie
pytanie: Czy będzie w stylu Goo Goo Dolls? Miało się okazać, że
promujący singiel, zostanie wyznacznikiem całego krążka. Energetyczny, z
ciekawym gitarowym brzmieniem i wstawkami klawiszowymi, pozwolił przenieść się
na typowo amerykańską imprezę. Łatwo można zauważyć elementy post grunge’u
m.in. wyciszone zwrotki i energetyczny refren. Niezwykle pozytywne, wakacyjne
granie, z prostym i jednocześnie niebanalnie wykonanym tekstem (we are free
tonight and everything’s alright). Tylko siadać w samolot i lecieć do
ciepłych krajów.
Podkręcenie temperatury
Podkręcenie temperatury
Kolejne dwa
utwory to jedne z najlepszych kompozycji na płycie. When the World Breaks
Your Heart to numer łączący mocne granie z lirycznym przekazem. Emocje są
budowane przez cały utwór, w którym w ciekawy sposób połączono
instrumentarium. To trzeba przesłuchać. Z kolei Slow it Down wbrew
pozorom nie zwalnia. Mamy kolejny wakacyjny (w pozytywnym tego słowa
znaczeniu) utwór z cudowną gitarą i mocną eksplozją rocka. W mojej opinii to
jeden z bardziej popowym kawałków oraz (wiem, jestem dziwny, możecie to śmiało
komentować) zawierający przesłanie w stylu country. Tak czy inaczej
wspaniale umożliwia zatopienie się w marzeniach.
Jak ze środkiem?
Jak ze środkiem?
Po tych kilku piosenkach mocniej wgryzamy się
w płytę. Środek w mojej opinii jest osadzony na solidnej, identycznej bazie,
różniąc się jednak elementami. Zapewnia to w miarę bezproblemowy odsłuch. Mamy
zatem Caught in the Storm - mocniejszy numer, odwołujący się trochę do
grunge’u, czy Come to Me z klawiszowym, wręcz liryczny, wstępem, który
przechodzi w porządne rockowe granie. Na uwagę zasługuję według mnie Bringing
on the Linght. To wspaniała ballada (wiem, mam słabość to nich), ze
spokojną gitarką i wokalem, która przybierając na sile, przeradza się w potężny zastrzyk rockowej energii. Mi stanęła wizja kolacji przy świeczkach w podrzędnym barze z
czerwonymi kanapami (a co, niech będzie po amerykańsku). Nawet proste tuturututuru
ma swoje znaczenie – niby banał, a działa. Niestety nie można chwalić
wszystkiego. Pojawia się rysa w postaci More of You. W mojej opinii
użyto nadmiernie elektroniki. Wprawdzie wraz z rozkręcaniem się piosenki
nie jest to aż tak widoczne, ale jednak boli. Mój mały minus.
Magiczny przystanek
Magiczny przystanek
Dotarliśmy już
prawie do końca podróży. Zanim jednak to nastąpi przed nami prawdziwa bajkowa
uczta dla uszu. BulletProofAngel to utwór zasługujący na miano
relaksującego, wręcz nieziemskiego. Oszczędne użycie instrumentów, czy budujące
spokój klawisze, to wszystko sprawia uczucie wylewania się muzyki.
Oprócz niej nie istnieje nic, ona nas otacza. Bardzo, bardzo dobry element
krążka i przerywnik na drodze po albumie Magnetic.
Pożegnalna impreza
Pożegnalna impreza
Ostatnie trzy
utwory (na wersji podstawowej) to majstersztyk w doborze kolejności. Last
Hot Night sprawia, że nie wiem czy to bicie perkusji, czy mojego serca. Mam
odczucie, jakby to była najlepsza impreza ostatniego dnia wakacji. Następne Happiest
of Days w wykonaniu Robby’ego
Takaca jest mocnym filarem płyty. Zachrypnięty, jakby przepity glos, lekko
bluesowy wstęp zapewnia naprawdę pozytywne wrażenia. Ostatnie Keep the Car
Running mógłbym nazwać wspaniałym przegnaniem. Ja miałem żal, że to już koniec.
Wysunięty na pierwszy plan wokal, włączenie się reszty zespołu do śpiewu,
całość idealnie gra na emocjach. Przy pierwszym odczuciu miałem ciary i
uczucie niedosytu. Za mało panowie, za mało... Chcę się więcej. Czy można?
Można
Można
Jest taka
możliwość. Wersja rozszerzona zawiera dodatkowo dwa wykonania live. Pierwsze to
utwór Home pochodzący z wcześniejszego albumu, drugi – Black Balloon
można znaleźć na krążku Dizzy Up the Girl. Istnieje więc możliwość
porównania.
Krótkie zakończenie przydługiej recenzji
Krótkie zakończenie przydługiej recenzji
Podsumowując
mam kilka przemyśleń, które przedstawię tym razem w punktach. 1. Znowu się rozpisałem.
2. Jestem w tym niereformowalny. 3. Album Magnetic to naprawdę ciekawy
krążek, sprawdzający się zarówno na wakacjach, jak i po ich zakończeniu. 4.
Płyta jest zdecydowanie bardziej pozytywna od Something for the Rest of Us.
5. Pomimo prostych tekstów można się w takiej muzyce zakochać. 6. Być może nie
jest to granie w stylu legend rocka, a album ma pewne niedociągnięcia, jednak
potrafi poruszyć i zapaść w pamięć. 7. Dziwi mnie fakt, że zespół jest tak
słabo znany w Polsce (coś z tym trzeba zrobić).
Trzy argumenty za Magnetic:
Trzy argumenty za Magnetic:
- Energetyczne, słoneczne i bardzo pozytywne granie.
- Krążek odmienny od poprzednik – to trzeba przesłuchać.
- Magiczne
BulletProofAngel, Bringing on the Light,... (ciężko wymienić wszystkie utwory)
Posłuchaj
Dla
wytrwałych (jeżeli doczytałeś do końca, masz mój szacunek) polecam teledysk do
singla z tego krążka. Sami oceńcie, czy Rebel Beat zasługuje na uwagę. Drugi link to bajeczny BulletProofAngel.
Miłego słuchania!
Zachęcam
do zgłębiania twórczości Lalek. Naprawdę, naprawdę warto.
A co mi tam... NAPRAWDĘ WARTO.
A co mi tam... NAPRAWDĘ WARTO.
MM
Coś chyba kojarzę zespół ale nie pamiętam żadnego utworu.
OdpowiedzUsuńU mnie nowy post o Eska Music Awards 2013 serdecznie zapraszam http://muzycznomaniaa.blogspot.com/
Nigdy nie jest za późno na przypomnienie lub nadrobienie zaległości:) Osobiście polecę "Iris" (oczywista oczywistość) i ciekawy szósty album "Dizzy Up the Girl" albo coś lżejszego i dziewiątka - "Something for the Rest of Us"
UsuńNaprawdę dobra recenzja. Podoba mi się, że nie piszesz tylko suchych faktów, jak większość recenzentów, co bardzo nudzi i zniechęca do dalszego czytania, ale opisujesz swoje emocje, wkładasz "swoje serce" w pisanie recenzji, a przez to czyta się je o wiele bardziej przyjemniej i ciekawiej :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za tak pozytywną opinię:) Taki już mój prozatorski i czasami odrobinę przydługi styl:)
UsuńNaprawde bardzo przyjemnie czyta sie twoje recenzje. Bardzo podoba mi sie tez twoj blog, dlatego dodaje go do swoich ulubionych. Co do Goo Goo Dolls to od lat jedna z moich ulubionych kapel. Ja ogolnie slucham muzyki gitarowej, rocka i takie tam. Na ten album czekalem od dawna, za niedlugo sie za niego zabiore. "Rebel Beat" nie zrobil moze jakiejs mega kariery, dlatego czekalem na cala plyte. Nie ukrywam ze czekalem tez na twoja recenzje, chcialem znac twoje zdanie na temat tego wydawnictwa.
OdpowiedzUsuńDziękuję i za opnie na temat stylu pisania i za "śledzenie" mojego bloga:) Przechodząc do zespołu, ja również zaliczam się od miłośników ich muzyki. Mają coś takiego w sobie, co łatwo zapada w pamięć. Wiem, "Rebel Beat" to nie słynne "Iris", ale krążek jest naprawdę ciekawy. Bardzo wakacyjny i najbardziej pozytywny z wszystkich dziesięciu w (jak to mówią miłośnicy kuchni) soczysty sposób, który nie wiąże się z plastikowym popowym graniem.
UsuńSłuchałam raz tej płyty, ale jakoś nic nie zostało mi w pamięci. Myślę jednak, że jeszcze po ich muzykę sięgnę.
OdpowiedzUsuńNowy post na http://The-Rockferry.blog.onet.pl
W moim przypadku płyta zyskała przy kolejnych przesłuchaniach:)
Usuń