czwartek, 13 czerwca 2013

"Takich Goo Goo Dolls jeszcze nie było!"

Wykonawca: the Goo Goo Dolls
Album: Magnetic (dziesiąty album studyjny)
Rok: 2013 (czerwiec)
Wytwórnia: Warner Bros
Dystrybutor: Warner Music Poland
Gatunek: pop rock, post grunge, rock alternatywny
Single: Rebel Beat
Strona artysty: www.googoodolls.com
Przyjęcie płyty: singiel Rebel Beat zajął 16 miejsce na liście Adult Top 40 magazyny Billboard
Najbliższe koncerty (wybrane): 25.06 – Manchester (NH), 26.06 – Saragota Springs (NY), 27.06 – Toronto (ON), 2-4.07 – Highlands Park (IL), 19.07 – Las Vegas (NV), 25.08 – London (Kanada), 16.10 – Manchester (UK), 25.10 – Londyn (UK)
Ciekawostki: wokalista Johnny Rzeznik ma polskie pochodzenie (jest synem emigrantów); nazwa zespołu została wymyślona bezpośrednio przed jednym z koncertów (wcześniejsze to The Beaumonts oraz Sex Maggots) – zespół podkreślał, że była to decyzja impulsywna
Lista utworów:
  1. Rebel Beat
  2. When the World Breaks Your Heart
  3. Slow It Down
  4. Caught in the Storm
  5. Bringing on the Light
  6. Come to Me
  7. More of You
  8. BulletProofAngel
  9. Last Hot Night
  10. Happiest of Days
  11. Keep the Car Running
  12. Home (live) (bonus track)
  13. Black Balloon (live) (bonus track)

MM ma problem
Każdy z nas ma chwilę olśnienia. Taki moment, kiedy słyszy daną piosenkę, ogląda film, czyta książkę, etc. i myśli sobie to jest to, to mnie określa. Jeden impuls wystarczy, żeby zacząć poszukiwać informacji na dany temat i całkowicie zmienić gust. Przeczucie, że taka muzyka (na której się skupię z racji tematyki) będzie towarzyszyć nam bez względu na to, co myślą inni i co jest na topie. Niezwykle ciężko oceniać takie zespoły w sposób obiektywny. Pojawia się problem. Dzisiaj dopadł mnie, do pisania tej recenzji siadałem kilka razy. Zespół, o którym będzie mowa tak mocno wrósł w mój osobisty gust, że z neutralną oceną mogą być kłopoty. Postaram się jednak podejść do tematu na sucho. Nie zmienia to faktu, iż jest to w pewien sposób odcinek specjalny. Za zbyt emocjonalne podejście z góry przepraszam (MM).

Przed wami – Goo Goo Dolls!
O kim mowa? Amerykański zespół z wokalistą polskiego pochodzenia, grający w Stanach tzw. mainstreamowego rocka. Goo Goo Dolls, gdyż o nich mowa, odkryłem przy okazji oglądania pierwszej części Transformersów. Nastrojowa ballada skłoniła mnie do drążenia tematu. Później przyszedł okres na zapętlanie Iris (dzięki tej piosence grupa dała się poznać szerszej publiczności). Ten kultowy utwór z Miasta Aniołów utrzymywał się przez 18 tygodni na szczycie listy przebojów (niepobity rekord) i zdobył tytuł Najczęściej Granego Utworu 1998 Roku. Kto nie wie, o czym mowa nadrabia braki klikając TU. Dla mnie tak zaczęła się przygoda z Goo Goo Dolls. Nie zamierzam jednak w tym miejscu oceniać pozycji tego singla, przejdę więc do teraźniejszości. Przed kilkoma dniami ukazał się bowiem dziesiąty studyjny album grupy zatytułowany Magnetic. Po trzech latach od Something for the Rest of Us fani dostają możliwość wejścia w posiadanie nowego krążka zespołu. Czy warto?

Czy grają rocka?
Skład w osobach Johnny’ego Rzeznika, Robby’ego Takaca gra już ponad 25 lat (w 1995 r. nastąpiła zmiana perkusisty). Przez ten czas band przechodził różne koleje losu, co było widoczne w ich płytach (np. bardziej mroczne Gutterflower). Ostatni, dziewiąty krążek został oceniony jako złagodzenie wizerunku i ostateczne pójście w kierunku pop rocka. Liryczne ballady, łatwo zapadające w pamięć teksty nie spodobało się części fanów. Nie zmienia to faktu, że zespół jest jednym z najbardziej statycznych na rynku, posiada swój styl oparty na porządnym gitarowym graniu i ciekawym wokalu (najpierw Takaca, potem Rzeznika), do którego dodaje pewne nowe elementy. Co wnosi Magnetic?

Jedno słowo: wakacje!
Pozwolę zadać sobie proste pytanie. Czy czujecie już wakacje? Mam świadomość, że pogoda płata figle (muszę wtrącić: ach, biedna Warszawo), jednak zaczyna się powolne odliczanie do pierwszych wyjazdów. Dlaczego o to pytam? To co określa płytę to niezwykle energetyczny charakter i wakacyjna atmosfera. Zacytuję samego Johnny’ego Rzeznika: Pracowałem z niewiarygodnie utalentowanymi ludźmi, od których wiele się nauczyłem. Z kawałków bije pozytywna energia. Komponując i nagrywając »Magnetic«, zmieniłem moje myślenie o muzyce i postanowiłem, że będzie zabawna, powstała w trakcie zabawy. Wiemy, co myśli wokalista. Co ja o tym sądzę? Płyta różni się od poprzedniego albumu. Jest bardziej pogodna, energetyczna, można powiedzieć ciepła. Nie zabraknie zarówno ballad, jak i żywszych utworów. O tym jednak w następnym akapicie...

Lecimy na tropiki z Rebel Beat
Pierwszym przystankiem naszej podróży jest Rebel Beat. Przed jego odsłuchaniem krążyło mi w głowie pytanie: Czy będzie w stylu Goo Goo Dolls? Miało się okazać, że promujący singiel, zostanie wyznacznikiem całego krążka. Energetyczny, z ciekawym gitarowym brzmieniem i wstawkami klawiszowymi, pozwolił przenieść się na typowo amerykańską imprezę. Łatwo można zauważyć elementy post grunge’u m.in. wyciszone zwrotki i energetyczny refren. Niezwykle pozytywne, wakacyjne granie, z prostym i jednocześnie niebanalnie wykonanym tekstem (we are free tonight and everything’s alright). Tylko siadać w samolot i lecieć do ciepłych krajów.

Podkręcenie temperatury
Kolejne dwa utwory to jedne z najlepszych kompozycji na płycie. When the World Breaks Your Heart to numer łączący mocne granie z lirycznym przekazem. Emocje są budowane przez cały utwór, w którym w ciekawy sposób połączono instrumentarium. To trzeba przesłuchać. Z kolei Slow it Down wbrew pozorom nie zwalnia. Mamy kolejny wakacyjny (w pozytywnym tego słowa znaczeniu) utwór z cudowną gitarą i mocną eksplozją rocka. W mojej opinii to jeden z bardziej popowym kawałków oraz (wiem, jestem dziwny, możecie to śmiało komentować) zawierający przesłanie w stylu country. Tak czy inaczej wspaniale umożliwia zatopienie się w marzeniach.

Jak ze środkiem?
 Po tych kilku piosenkach mocniej wgryzamy się w płytę. Środek w mojej opinii jest osadzony na solidnej, identycznej bazie, różniąc się jednak elementami. Zapewnia to w miarę bezproblemowy odsłuch. Mamy zatem Caught in the Storm - mocniejszy numer, odwołujący się trochę do grunge’u, czy Come to Me z klawiszowym, wręcz liryczny, wstępem, który przechodzi w porządne rockowe granie. Na uwagę zasługuję według mnie Bringing on the Linght. To wspaniała ballada (wiem, mam słabość to nich), ze spokojną gitarką i wokalem, która przybierając na sile, przeradza się w  potężny zastrzyk rockowej energii. Mi stanęła wizja kolacji przy świeczkach w podrzędnym barze z czerwonymi kanapami (a co, niech będzie po amerykańsku). Nawet proste tuturututuru ma swoje znaczenie – niby banał, a działa. Niestety nie można chwalić wszystkiego. Pojawia się rysa w postaci More of You. W mojej opinii użyto nadmiernie elektroniki. Wprawdzie wraz z rozkręcaniem się piosenki nie jest to aż tak widoczne, ale jednak boli. Mój mały minus.

Magiczny przystanek
Dotarliśmy już prawie do końca podróży. Zanim jednak to nastąpi przed nami prawdziwa bajkowa uczta dla uszu. BulletProofAngel to utwór zasługujący na miano relaksującego, wręcz nieziemskiego. Oszczędne użycie instrumentów, czy budujące spokój klawisze, to wszystko sprawia uczucie wylewania się muzyki. Oprócz niej nie istnieje nic, ona nas otacza. Bardzo, bardzo dobry element krążka i przerywnik na drodze po albumie Magnetic.

Pożegnalna impreza
Ostatnie trzy utwory (na wersji podstawowej) to majstersztyk w doborze kolejności. Last Hot Night sprawia, że nie wiem czy to bicie perkusji, czy mojego serca. Mam odczucie, jakby to była najlepsza impreza ostatniego dnia wakacji. Następne Happiest of Days  w wykonaniu Robby’ego Takaca jest mocnym filarem płyty. Zachrypnięty, jakby przepity glos, lekko bluesowy wstęp zapewnia naprawdę pozytywne wrażenia. Ostatnie Keep the Car Running mógłbym nazwać wspaniałym przegnaniem. Ja miałem żal, że to już koniec. Wysunięty na pierwszy plan wokal, włączenie się reszty zespołu do śpiewu, całość idealnie gra na emocjach. Przy pierwszym odczuciu miałem ciary i uczucie niedosytu. Za mało panowie, za mało... Chcę się więcej. Czy można?

Można
Jest taka możliwość. Wersja rozszerzona zawiera dodatkowo dwa wykonania live. Pierwsze to utwór Home pochodzący z wcześniejszego albumu, drugi – Black Balloon można znaleźć na krążku Dizzy Up the Girl. Istnieje więc możliwość porównania.

Krótkie zakończenie przydługiej recenzji
Podsumowując mam kilka przemyśleń, które przedstawię tym razem w punktach. 1. Znowu się rozpisałem. 2. Jestem w tym niereformowalny. 3. Album Magnetic to naprawdę ciekawy krążek, sprawdzający się zarówno na wakacjach, jak i po ich zakończeniu. 4. Płyta jest zdecydowanie bardziej pozytywna od Something for the Rest of Us. 5. Pomimo prostych tekstów można się w takiej muzyce zakochać. 6. Być może nie jest to granie w stylu legend rocka, a album ma pewne niedociągnięcia, jednak potrafi poruszyć i zapaść w pamięć. 7. Dziwi mnie fakt, że zespół jest tak słabo znany w Polsce (coś z tym trzeba zrobić).

Trzy argumenty za Magnetic:
  1. Energetyczne, słoneczne i bardzo pozytywne granie.
  2. Krążek odmienny od poprzednik – to trzeba przesłuchać.
  3. Magiczne BulletProofAngel, Bringing on the Light,... (ciężko wymienić wszystkie utwory)

Posłuchaj
Dla wytrwałych (jeżeli doczytałeś do końca, masz mój szacunek) polecam teledysk do singla z tego krążka. Sami oceńcie, czy Rebel Beat zasługuje na uwagę. Drugi link to bajeczny BulletProofAngel. Miłego słuchania!
Zachęcam do zgłębiania twórczości Lalek. Naprawdę, naprawdę warto.
A co mi tam... NAPRAWDĘ WARTO.
MM

8 komentarzy:

  1. Coś chyba kojarzę zespół ale nie pamiętam żadnego utworu.
    U mnie nowy post o Eska Music Awards 2013 serdecznie zapraszam http://muzycznomaniaa.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdy nie jest za późno na przypomnienie lub nadrobienie zaległości:) Osobiście polecę "Iris" (oczywista oczywistość) i ciekawy szósty album "Dizzy Up the Girl" albo coś lżejszego i dziewiątka - "Something for the Rest of Us"

      Usuń
  2. Naprawdę dobra recenzja. Podoba mi się, że nie piszesz tylko suchych faktów, jak większość recenzentów, co bardzo nudzi i zniechęca do dalszego czytania, ale opisujesz swoje emocje, wkładasz "swoje serce" w pisanie recenzji, a przez to czyta się je o wiele bardziej przyjemniej i ciekawiej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za tak pozytywną opinię:) Taki już mój prozatorski i czasami odrobinę przydługi styl:)

      Usuń
  3. Naprawde bardzo przyjemnie czyta sie twoje recenzje. Bardzo podoba mi sie tez twoj blog, dlatego dodaje go do swoich ulubionych. Co do Goo Goo Dolls to od lat jedna z moich ulubionych kapel. Ja ogolnie slucham muzyki gitarowej, rocka i takie tam. Na ten album czekalem od dawna, za niedlugo sie za niego zabiore. "Rebel Beat" nie zrobil moze jakiejs mega kariery, dlatego czekalem na cala plyte. Nie ukrywam ze czekalem tez na twoja recenzje, chcialem znac twoje zdanie na temat tego wydawnictwa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję i za opnie na temat stylu pisania i za "śledzenie" mojego bloga:) Przechodząc do zespołu, ja również zaliczam się od miłośników ich muzyki. Mają coś takiego w sobie, co łatwo zapada w pamięć. Wiem, "Rebel Beat" to nie słynne "Iris", ale krążek jest naprawdę ciekawy. Bardzo wakacyjny i najbardziej pozytywny z wszystkich dziesięciu w (jak to mówią miłośnicy kuchni) soczysty sposób, który nie wiąże się z plastikowym popowym graniem.

      Usuń
  4. Słuchałam raz tej płyty, ale jakoś nic nie zostało mi w pamięci. Myślę jednak, że jeszcze po ich muzykę sięgnę.

    Nowy post na http://The-Rockferry.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W moim przypadku płyta zyskała przy kolejnych przesłuchaniach:)

      Usuń